środa, 10 grudnia 2008

Czwarta lekcja indywidualna i mały przełom :-)

Wczoraj Emiś wstał wyraźnie podziębiony. Nie całkiem chory, ale jednak. Zastanawialiśmy się ciężko, czy go wyciągać z domu, czy od razu uznać za chorego - ale akurat miał i zajęcia grupowe i indywidualne z pedagogiem + logopedę, w dodatku na zajęciach mieli robic coś, na co się strasznie napalił tydzień temu. No i lekcja skrzypiec do tego. Mimo przeziębienia humor miał świetny, śniadanie zjadł z apetytem i dopytywał, czy pojedziemy. No to spluwając przez lewe ramię pojechałam, zakładając, że nawet, jeśli się całkiem rozłozy, to dopiero wieczorem, a ostatnie godziny dobrego samopoczucia trzeba wykorzystać. No i wyruszyliśmy.

Emiś był w tak świetnym humorze i tak kooperatywnym nastroju, jaki nie zdarzył się od miesięcy chyba. Wszystkie zajęcia w OWU przebiegły super, wszystkie kolejne osoby nie mogły sie go nachwalić, jak wspaniale pracował i zachowywał się. O dziwo żadnych protestów, marudzenia, no po prostu cud-miód. Na hasło, ze teraz pojedziemy na skrzypce też protestów nie było. Po prostu wzór kooperacji.

Byłam bardzo ciekawa, czy po ostatniej lekcji grupowej, na której sam z siebie stawał na wyspie EMis odważy się stanąć na niej takze będąc sam na sam z Nauczycielem. I szczerze mówiąc byłam przekonana, że nie, bo to jednak co innego stanąć samemu, gdy ma sie wrażenie, że nikt nie patrzy, a co innego tak specjalnie. Przyszliśmy pare minut wczesniej i nawet namówiłam Emisia, zeby stanął na wyspie póki "pama" nie ma - i dał sie namówić, na moment stanął, choć niezbyt chętnie. Ale i tak byłam zadowolona, że się odważył i szczerze mówiac myślałam, że to będzie koniec, jeśli chodzi o sukcesy w dniu dzisiejszym. Tymczasem EMis zaskoczył mnie całkowicie.

Od początku lekcji nie mógł sie doczekać, kiedy pokaże Nauczycielowi "buzie" czyli swój zeszyt z zapisem cwiczeń (zaznaczanym buziami). Pokazał. Zgodził się stanąć na wyspie :-0I to nie raz, a kilka razy, w dodatku starając się równo dopasować stopy (co prawda okazało się, że buty mu przeszkadzają i je zdjął ;-) - to efekt cwiczenia w domu wyłącznie boso). I stawać w pozycji do grania też się zgadzał. Okazało się co prawda, że kłaniać się nie umie i w życiu tego nie robił ;-) i kompletnie nie umie klasnąć w ręce, ale co tam, może nastepnym razem będzie jednak umiał. Dał się też namówić na zabawę w "haczyki" z palców i całkiem długo był w nią zaangażowany. Dostał dwie naklejki i był z siebie bardzo dumny.

Co więcej, nie tylko się zgodził na jakąś interakcję z Nauczycielem, ale nawet dwa razy przyszedł się na nim uwiesić :-0 Byłam w szoku. No w każdym razie myślę, że można powiedzieć, ze mamy przełom - nawet, jeśli dalej będzie opór przy różnych ćwiczeniach (bo będzie na pewno), to juz bez tego stresu, co na początku.

Dostaliśmy nową książkę i płytę do ćwiczeń "Step by step", w której wszystko, co w materiale Suzuki jest, jest rozbite na maleńkie, mikroskopijne wręcz kawałki - co Emisiowi jest bardzo potrzebne, bo on musi być absolutnie pewien, że to, co zamierza zrobić, potrafi zrobić dobrze. Niestety, jeszcze ćwiczeń nie zaczęliśmy. Bowiem - zgodnie w sumie z moimi przypuszczeniami (choć nie spodziewałam się, ze będzie tak ostro)- Emiś, który jeszcze po powrocie ze szkoły Suzuki tryskał humorem i energią kilka godzin później po prostu się rozłożył. 40 stopni gorączki (on niestety łatwo i wysoko gorączkuje) i leży jak meduza na piasku. Nie je, nic go nie interesuje, choruje i tyle. Zatem zgodnie z regułą "you practice every day you eat" - nie ćwiczymy ;-) Mam nadzieję, że będzie jak zwykle, czyli 3 dni gorączki i zacznie dochodzić do siebie. Trochę mam wyrzuty sumienia, że go jednak wywlekłam z domu (gdybym wiedziała, że aż tak się rozchoruje, to by na pewno został w domu) - ale z drugiej strony strasznie się cieszę, że jednak byliśmy, bo za tydzień to by nie było to samo. Teraz, po poprzedniej lekcji grupowej i po niedzielnym koncercie Emiś był naładowany pozytywną energią i najwyraźniej gotów do jakiejś zmiany nastawienia. Za tydzień by zdążył zapomnieć. Teraz mam tylko nadzieję, że mu szybko przejdzie, bo strasznie jest biedny.

Brak komentarzy: