środa, 26 listopada 2008

Drugi tydzień, palce bolą...

Zaczęłam cwiczyć z palcami lewej ręki. Palce bolą, oj bolą. Chyba musze ograniczać czas pojedynczej sesji, bo sobie pęcherzy narobię i potem dopiero będzie krypta. Ten smyczek tez jakos nie chce mnie słuchac i regularnie gra na wiecej niz jednej strunie. Brum brum. No i dźwieki momentami mocno teklowe. Brum brum.

Założyłam zeszyt do ćwiczeń. Rysujemy buzie za ukłony. Nie wiem, czy to dość motywujące, bo Młody Adept domaga się naklejki. Ale z drugiej strony nie chcę degradowac naklejki u "Pama", więc na razie naklejek w domu nie daję. Zobaczymy. Dziś były 3 ukłony, na jutro zaplanowałam 4. Moze jak do nastepnej lekcji przećwiczy ze 30 ukłonów, to się odważy? Hmmm...

wtorek, 25 listopada 2008

Dzień siódmy - druga lekcja indywidualna

Ufff. Uffff. Uffffff. Zakończyliśmy pierwszy tydzień. Emis nie przestaje mnie zaskakiwać. Zrobilismy wyspę, w ksztacie zielonego kota, Emiś zachwycony i dumny. Planuje, jak to pokaże ją panu, a pan będzie "ohoho!", czyli się dziwił i zachwycał. Ale cóż, jak przychodzi co do czego, czyli trzeba wejśc na lekcje, to juz zaczynają sie schody. Nie chce wejść do sali (i tu nie wiem, czy nie popełniliśmy błędu, bo pozwolilismy mu zostac na zewnątrz nie zamykając drzwi, co w sumie na dłuższą metę nie motywuje go do zostawania w sali. Pojawiał sie i znikał. Na samym początku lekcji przez pare chwil sie zaangazował, sam wyjął wyspe z torby i pokazał panu. Ale na tym się skończyło, juz na propozycję stanięcia na wyspie był opór. Naklejkę owszem, chciałby. ALe nie tak bardzo, zeby stanąć na wyspie. Skończyło sie na tym, ze Emis zapowiedział, że będzie stawał w domu i że w domu chce naklejke...

Ja wiem, że Emis strasznie sie przejmuje sytuacjami publicznymi, a juz zwlaszcza, gdy ma sie czyms wykazac. Ale tu stopien jego oporu i towarzyszacy temu stres mnie az zaskakuje - bo Nauczyciel jest dla niego naprawde bardzo mily i zupelnie nie wywiera presji. Zresztą po i przed lekcja bez oporów go zaczepia i zagaduje. Zaskakuje mnie też, jakie rzeczy Emis uważa za zbyt trudne w takich warunkach, bo naprawde juz niełatwo mi sobie wyobrazić cos prostszego i bardziej znajomego (w końcu ukłony cwiczyliśmy cały tydzień codziennie). Mam nadzieje, że uda mi sie jakos wycwiczyc Emisia w tym stawaniu na wyspie na tyle, ze nie bedzie sie tym stresowal u "pama". Moze do logopedy też wezme wyspę? (z logopedką Emis współpracuje wspaniale i lubi się przed nią popisywać). Nauczyciel dziś obiecał Emisiowi, ze jak będzie umiał stanąć na wyspie, to dostanie "skrzypce" (taki model ćwiczebny z pianki). Ta perspektywa dość go podnieciła. Moze jestem zbyt niecierpliwa, ale juz bym chciała, zeby jakos zaczal wspolpracowac, zamiast sie w dzikich wygibasach przewalac po fotelu, nogami do góry... aż mi go żal, bo widze, jaki to dla niego stres, dzis w samochodzie po lekcji zasnął jak kamień, dobudzic go pod domem nie mogłam.

A ja dostałam nowe zadania do ćwiczenia. Z palcami lewej reki . No i będe dalej próbować nadążyc za płytą na pustej strunie, bo z palcami to wiem, że nie mam najmniejszych szans.

Załozymy tez zeszyt z ćwiczeniami i naklejkami w nagrodę. To sie Emisiowi z pewnością spodoba.

poniedziałek, 24 listopada 2008

Dzień piąty i szósty

Niewiele nowin i nie za wiele ćwiczeń, z braku czasu. Za to moja lista pytań do Nauczyciela ma juz cała stronę ;-) Emis nauczył się juz ukłonu, nawet sam pamięta (przynajmniej mu sie zdarza) o rękach i nogach - czyli postęp. Dałam mu tez kartonowe pudełko, które udaje skrzypce (ćwiczenia z kartonowymi skrzypcami albo z pudełkiem podobnej wielkości widze na Youtube i na forum suzukowym - i myśle, ze dla Emisia to byłoby fajne rozwiązanie, bo on bardzo chce miec cos, co te skrzypce udaje - w zwiazku z zym usiłuje wsadzac pod brodę dwa drewniane jeździdełka na patyku, które sie do tego kompletnie nie nadają - stąd pudełko).

Niestety nie zdążyliśmy z wyspą, ustalilismy jedynie, że ma byc w kształcie kotka (a spodziewałam sie samochodu, pociągu, autobusu czy innnego warczącego sprzętu) no i oczywiście w kolorze zielonym (na szczęście, bo materiał juz kupiony). Nic, jakoś sie wyrobimy przed jutrzejszą lekcją.

Próbuję grać w lepszym tempie i bez ciągłego patrzenia - częściowo mi wychodzi, a częściowo nie. W jednym z rytmów ("Mam domek dla pieska") na sucho idzie mi świetnie, a w nagraniu nie potrafię się odnaleźć. Z innymi jakoś tam sobie radzę nawet z nagraniem. Czyli jest jakiś postęp. Ciekawe :-)

sobota, 22 listopada 2008

Dzień czwarty

Dziś tylko ćwiczenie w domu. Emisiowi wyraźnie juz nieco spowszedniało, bo bawił się w czasie, gdy ja ćwiczyłam, ale całkiem chętnie zgadzał sie ćwiczyć ukłony. W dodatku widze nawet postępy - ja juz generalnie pamiętam rytmy, a Emiś sam pamięta, że trzeba stanąc ze stopami razem, choć o rękach juz nie zawsze. Moja lista pytań i wątpliwości jednakże rośnie, w tempie zastraszającym.

Dziś w samochodzie puściliśmy płytę Suzuki i Emiś niezwykle sie tym podniecił i i w każdej przerwie wołał "jeszcze, jeszcze!". Pewnie jeszcze mu się 10 razy znudzi, ale na razie to dla niego atrakcyjne, szczególnie, gdy poznaje melodie, które juz zna.

Brakło nam czasu na zrobienie wyspy, nie wiem, czy jutro sie uda, czy dopiero w poniedziałek. Zalezy mi na zrobieniu jej razem z Emisiem, żeby ją traktował jako coś swojego.

piątek, 21 listopada 2008

Dzień trzeci - lekcja grupowa

Dziś, najzupełniej niecelowo co prawda, ale niestety nader skutecznie, zafundowałam Emisiowi koniec świata. Przedszkole, logopeda i Suzuki + wizyta w sklepie obuwniczym + przejazdy w koszmarnych korkach po prostu zwaliły go z nóg. W samochodzie podsypiał, do domu wrócił ugotowany na twardo i z temperaturą - mam nadzieje, że to nie rozwijająca sie choroba...

Perspektywą lekcji bardzo był podniecony, opowiadał wszystkim, którzy chciali (lub nie) słuchać, że jedzie "pama uczi gjać", czyli do pana, który uczy grać. Na lekcję niestety się spóźniliśmy o parę minut, trafiwszy akurat na wypadek z tirem w roli głónej, który skutecznie zablokował drogę.

Lekcja odbywała się w dwóch podgrupach - dzieci ćwiczyły w jednym pomieszczeniu, rodzice w drugim. Ja chętnie ćwiczyłabym z rodzicami, ale musiałam potowarzyszyć Emisiowi, którego aktywność ograniczyła się co prawda do przypatrywania się, najpierw z moich kolan, a potem juz i bez tego, ćwiczącym dzieciom. Oprócz grupy ze skrzypcami było tez kilkoro dzieci bezinstrumentowych jak Emiś. Miał parę momentów, w których wyraźnie miał ochote sie włączyc, choć oczywiście nie bardzo wiedział, co mógłby w tym celu zrobic, więc na chęciach sie skończyło.

Druga część lekcji wspólna, tu juzż grałam, a Emiś się pałętał tu i ówdzie, przyglądajac się. A na koniec bardzo się rozkręcił, skacząc i biegając z kilkorgiem innych dzieci, obawiam się, że tę częśc uznał za najbardziej atrakcyjną ;-) No, chyba, że cukierki na koniec.

Gralismy "pada snieg, pada snieg, pada, pada snieg" i po powrocie do domu potrafił ten kawalek to zaspiewac zachowując rytm, więc coś tam zapamiętał. No i zaraz po wyjściu zapowiadał, że on chce jeszcze, i więcej dzieci.

A po przyjsciu do domu jeszcze chciał mnie namówic, żebysmy grali. Było juz koszmarnie późno, więc sie nie zgodziłam, ale widać, że entuzjazm w nim na razie sie rozpala :-) Zobaczymy, jak będzie w następnych dniach.

Mamy materiał na wyspę, moze jutro uda sie zrobić. Dziś bardzo się podniecił widząc wyspy innych dzieci. A ja pozyczyłam "To Learn With Love", ksiązkę, którą bardzo chciałam przeczytać widząc świetne opinie o niej na moim ulubionym forum suzukowym, z którego za każdym razem, jak wchodze wynosze cos nowego.

czwartek, 20 listopada 2008

Dzień drugi - sesja w domu

Dzis Emiś wracajac z przedszkola zapowiadał już, że on nie chce grac i mamie też nie wolno. Ok. Jednak wieczorem, jak wyjęłam skrzypce okazał się całkiem zainteresowany. Już się tak nie domagał grania samodzielnie, za to chciał, żebym zagrała jakąś melodię, a nie te nudy :-)

Moja frustracja dotycząca niewiedzy co i jak właściwie powinnam ćwiczyć się pogłębiła. Ja chyba za wolno przyswajam jak na liczbe powtórek, którą miałam na lekcji i nie zdążyłam załapać... No i lepiej bym sie czuła z konkretnym zaleceniem ćwiczenia tyle a tyle razy czy coś w tym stylu, a nie ogólnym zaleceniem ćwiczenia. Chyba założę jakiś zeszyt ćwiczeń albo co...

Emiś w pewnym momencie się nawet zaangażował w ćwiczenie, chciał do rytmu śpiewać "Mam domek dla pieska", co mu średnio wychodziło, bo to dla niego za trudne słowa i nie zapamiętał ani słów ani melodii - więc było to raczej "mam domku mam pieska" czy coś w tym stylu, powtarzane w różnych konfiguracjach - ale chyba był z siebie dumny, bo podśpiewywał to jeszcze w czasie kąpieli.

No i ćwiczylismy ukłony. Tzn. że trzeba stanąć prosto z nogami razem, ręce w dół (a nie kciuk w ustach) i ukłonić się. To strasznie spodobało sie też Adzi (18 mies.), która zaczęła ćwiczyć z nami i bardzo sie starała (co dodatkowo motywowało Emisia). Te ukłony to moja inicjatywa, żeby Emisia włączyć w jakiekolwiek ćwiczenie, ale chyba nie bez sensu. Jutro lekcja grupowa. Bardzo jestem ciekawa, jak będzie.

Zaczynamy!

Nie pamętam już dokładnie, jak trafiłam na pierwsze informacje o metodzie Suzuki, ale to była jedna z tych rzeczy, o których od razu sie wie, że to jest to. Wiedziałam, że musimy, po prostu musimy spróbować. Już rok temu trafiliśmy do szkoly w Tychach, ale rozmaite trudności natury technicznej sprawiły, że nie zaczęliśmy nauki.Na szczęście w tym roku sie udało, choć jeździmy już w związku z rozmaitymi aktywnościami po całym Śląsku... Młody Uczeń Emiś jest zresztą chyba w lepszym momencie na rozpoczęcie nauki (3 lata i 2 miesiące); rok temu nie wiem, czy byłabym go w stanie odpowiednio zaangażować, teraz bardziej sobie to wyobrażam, gdy mamy już jakiś kontakt werbalny.

Wczoraj był wielki dzień - pierwsza lekcja w szkole Suzuki. Emiś przed lekcją bardzo zapalony, nie mógł sie doczekać, kiedy przyjdzie "pam", rozmowny, wygadany, odważny - ale cóż, gdy Pam Nauczyciel w końcu sie pojawił, okazało się, że konfrontacja z tym faktem przerasta możliwości Emisia. W ciągu sekundy zmienił się w klejącego się marudzącego farfocla. Chęci współpracy z Nauczycielem nie wykazywał w jakiejkolwiek kwestii, nie chciał nawet klaskać, do czego zwykle odnosi sie entuzjastycznie, ani stanąć na "wyspie" mimo obietnicy naklejki. Potem co prawda nieco żałował... Zobaczymy, jak się rozwinie jego chęć współpracy, bo on ogólnie dość wolno sie rozkręca i często długo akceptuje nowości - ale z drugiej strony po pierwszym sukcesie najczęściej jego kooperatywność wzrasta lawinowo. Co ciekawe po skończonej lekcji znów wszystkiech zaczepiał, w tym tego przerażającego przed chwilą "pama".

Nauczyciel zaproponował, żebyśmy w domu przygotowali dla Emisia wyspę, do czego ten sie bardzo zapalił, od razu zdecydował nawet, że ma być "wewe" {zielona, to ulubiony kolor}. W drodze powrotnej w samochodzie przeżywal, że będzie grać, że będziemy robić wyspę i że tak bardzo mu się podobało. Czasem doprawdy nie potrafię nadążyć za jego reakcjami...

A sama lekcja - cóż, grałam na skrzypcach. Bardzo dziwne. Nawet chyba nie jakoś tragicznie, bo Nauczyciel zapytał, czy gram na jakimś instrumencie. Nie zmienia to faktu, że czuję się nieco zagubiona. Mam ćwiczyć jakieś rytmy na pustej strunie E. Hmm.

Pierwsza sesja ćwiczeniowa wieczorem. Emiś znów zapalony, bo wymyślił sobie, że teraz on będzie grał. Trochę się buntował, ale jakoś zaakceptował, że nie. Ale co ciekawe, pamięta układ rąk, a nawet pamięta układ rąk z filmiku na Youtube, który mu wcześniej pokazałam na zachętę (na którym chłopczyk ćwiczył trzymanie tekturowego pudełka imitującego skrzypce, przy czym nauczycielka wymagała, by kładł przy tym lewą dłoń na prawym ramieniu - i to właśnie Emiś zapamiętał). Ja oczywiście nie wiem, jak ma byc ułożona gąbka pod skrzypcami, jak właściwie mam te skrzypce trzymać, jak smyczek, jak te rytmy właściwie lecą, wszystko mi się zajączkuje, a instrument wydaje z siebie ohydny dźwięk, zamiast całkiem normalnego, jaki wydawał w czasie lekcji. Jestem sfrustrowana. O.