czwartek, 5 lutego 2009

WARSZTATY - dzień I

Właśnie wróciliśmy, Emis załóżkowany (znów wyjątkowo późńo, za późno, zwłaszcza zważywszy, że jutro ponownie spanie dzienne mu wypadnie, a na wczesniejsze pójście spać raczej nie będzie co liczyć).

Bardzo męczący dzień, mimo, że zaczął sie dopiero ok. 13. Pożałowałam, że zapisaliśmy sie na obiad, bo w efekcie musieliśmy wyjechać z domu wcześniej, a przez nieporadność obsługi w wydawaniu posiłku zajął on nam bardzo wiele czasu (a w przypadku łatwo dekoncentrującego sie Emisia liczę każdy kwadrans...). Ale na nastroju Emisia jakos bardzo sie to na szczęście nie odbiło, od rana nakręcony, że będzie duzo dzieci w końcu je zobaczył i w czasie oczekiwania na obiad zaczął się bawić i gonić z niektórymi z nich na środku stołówki.

Po obiedzie koncert inauguracyjny w wykonaniu uczniów i nauczycieli naszej szkoły. Szczerze mówiąc niewiele pamiętam, w dziedzinie podzielności uwagi musze sie jeszcze sporo podszkolić (kontrolowanie, co robi Emiś i odwodzenie go od co bardziej nieszczęśliwych pomysłów pochłonęło większość moich zasobów).

Potem na tej samej sali pierwsza lekcja grupy Emisia. Emiś nawet chętnie stanął w innymi dziećmi (brałam pod uwagę także totalny sprzeciw i brak współpracy). W niektórych ćwiczeniach próbował uczestniczyć, trochę przy mojej pomocy. Podczas pozostałych po prostu sie wyłączał, siedząc, ssąc kciuka i patrząc w nieokreślonym kierunku... Nie wiem, czy to nuda, czy brak uwagi, czy brak zrozumienia na poziomie czysto werbalnym, czy niechęć do stawiania czoła trudnemu zadaniu, czy przekonanie, że i tak sobie nie poradzi... Mimo wszystko, jak na siebie był całkiem zaangażowany i w niektórych momentach nadążał za grupą (zdecydowana wiekszość dzieci jest i starsza i bardziej zaawansowana (nawet te najmłodsze w wieku porównywalnym z Emisiem wydają się mieć większą wprawę w obsłudze skrzypiec). Emis stał dość daleko od centrum grupy i prowadzącej - byc może miejsce bliżej środka bardziej by sie sprawdziło, jeśli chodzi o zaangażowanie (ale z kolei na pewno mniej, jeśli chodzi o moją pomoc). Sposób prowadzenia lekcji miałam wrażenie, że mu się podobał, załapywał się na dowcipy :-)

Następnie - inna sala, druga lekcja grupowa, ze znaną już Emisiowi osobą - p. Elą Węgrzyn (z którą ostatnio bardzo chciał mieć lekcję, bo w czasie czekania na naszego Nauczyciela wymyślił sobie, że p. Ela go zastąpi i bardzo mu ten pomysł przypadł do gustu). Ta lekcja to już niestety było za dużo. Mała sala, w której trudno było ustawić całą grupę i materiał, niewiele różniący sie od tego, co robił chwilę wcześniej spowodowały przeciążenie - na tyle duże, że poszedł sobie usiąść na łąwce i nie zgadzał się nawet na wzięcie skrzypiec. Nie zaskoczyło mnie to specjalnie, ale na przyszłość będę juz wiedzieć, że druga lekcja pod rząd to strata czasu w jego przypadku. Zreszta widziałam, że duża część grupy sie w czasie tej drugiej lekcji wykruszyła, szczególnie młodsze dzieci. 5- i 6-latki (oceniając wiek na oko) jakos sobie radziły.

Potem krótka przerwa i rytmika. Przewidywałam problemy, ponieważ Emiś zaczął dopytywać "gdzie jest Pani Pika?". Słowo "rytmika" bowiem w przekonaniu Emisia nie jest nazwą zajęć, lecz osoby. Konkretnie - pani od rytmiki z jego przedszkola, która nazywa sie po prostu "Pani Rytmika", czyli po Emisiowemu "Pani Pika". No i niestety wiedziałam, że zapowiadając mu, że będzie rytmika, buduję w nim przekonanie, że przyjdzie ta właśnie znana i lubiana pani. Owszem, zapowiedziałam, że to będzie kto inny, ale jednocześnie wiedziałam, że on po prostu nie jest w stanie sobie tego wyobrazić i już - i w związku z tym, że będzie protest. Istotnie na początku był, ale nie jakiś tragiczny, po prostu dość biernie się przewalał po sali w czasie pierwszych ćwiczeń, ale potem troszkę mu się zaczęło podobać udawanie kota (tak bez starania się, żeby sobie ktoś nie pomyślał, że Emiś dał się namówić ;-) A potem Pani wyjęła uwielbianą przez Emisia chustę Klanzy no i temu już nie mógł sie oprzeć, zaangażował się w zabawy już bez pozerstwa. Myślę, że jutro juz mu sie spodoba od początku (tfu tfu).

No a na koniec dnia dla Emisia pobyt w "przedszkolu", dla mnie lekcja dla rodziców z naszym Nauczycielem. Nie chciałam z tej lekcji rezygnować, więc zaryzykowałam to siedzenie Emisia w przedszkolu, chociaż z punktu widzenia jego potrzeb, była to totalna porażka. Liczyłam na miejsce, gdzie będzie mógł odpocząć, pobawić się z innymi dziećmi, poruszać się trochę - niestety, "przedszkole" jest urządzone w szkolnym pokoju nauczycielskim, którego centrum zajmuje wielki stół i jedyną rzeczą, którą można tam robić jest rysowanie i wycinanie - kolejne zajęcia wymagajace spokoju, koncentracji i niezmieniania pozycji. Starsze dzieci zapewne były w stanie znaleźć sobie kolorowankę czy wycinankę, która będą się zajmować kolejne pół godziny, a potem następna i nastepną; dla Emisia jest to kompletnie niewykonalne (owszem, nawet ładnie nawet zaczął robić wyklejankę - ale po paru minutach miał dość). Pani pilnujaca dzieci niestety ogranicza sie właśnie do tego - pilnowania, nie próbując nawet w jakikolwiek sposób organizować im zajęć. W efekcie spędził tam troche więcej niż pół godziny i błagał mnie, żebym go już pozwoliła mu iść ze mną. No i się zgodziłam, poszedł ze mna na lekcje grupową dla rodziców. Przeszkadzał trochę, momentami bardzo...

A na lekcji dla rodziców nie było takiego galopu, jak na ostatniej lekcji w szkole (grudniowej) i jakoś mi lepiej szło. Chociaż próby jednoczesnego śledzenia wzrokiem i myślą poczynań latorośli oraz podążania palcami i smyczkiem za melodią nie do końca sie udawały. Ale i tak myliłam się mniej niż ostatnio. Jutro ma być trudniej. Już się boję. No i ciekawa jestem, czy jutro Emiś w ogóle bedzie chciał uczestniczyc w lekcjach grupowych (swoich). Wydaje mi sie całkiem możliwe, że juz się nasycił faktem, że jest duzo dzieci i tyle. A może go nie doceniam? Ale martwię sie bardzo jego stanem zmęczenia, które w dodatku będzie sie kumulować w następnych dniach. A jutro zaczynamy o 10.30, więc nie wyśpi sie jakoś bardzo, nawet, gdyby jakimś cudem nie obudził się jak zwykle, czyli o 7.20.

Brak komentarzy: