wtorek, 3 lutego 2009

Dziesiąta lekcja, tak sobie

Mały jubileusz nam sie zrobił, to już dziesiąta lekcja. Ale nie wypadła jakoś jubileuszowo. W Szkole Suzuki czuc juz przedwarsztatową, lekko nerwową atmosferę. Emiś po wczorajszym powrocie z ferii poszedł spać wyjątkowo późno, po dziewiątej (zwykle o ósmej, a zdarza się i o siódmej). Wstał o mniej więcej normalnej porze,odpusciliśmy sobie pierwsze zajęcia w OWU i pojechalismy dopiero do logopedy. A potem od razu na lekcje skrzypcową, bo udało nam sie umówic na wcześniejszą godzinę (błogosławieństwo, bo normalnie mieliśmy ok. 1,5 godziny do zmarnowania, co łatwe nie było nigdy, a od kiedy w OWU zlikwidowali basen z piłkami, zrobiło sie okropnie wręcz trudne). Emiś w nastroju takim raczej średnim, ale jakos tam funkcjonował, do Szkoły Suzuki przyszedł całkiem dziarsko i pełen energii. Niestety, byliśmy kwadrans za wczesnie, a w dodatku Nauczyciel pare minut sie spóźnił, co nigdy się nie zdarza - a w ciągu tych ok. 20 minut Emis ze stanu dziarskiego zainteresowania i niezłej koncentracji przeszedł do wywalania sie na podłogę z nieodłącznym kciukiem w ustach (oznaka zmeczenia, stresu, obawy, zawstydzenia i właściwie czegokolwiek negatywnego).

Lekcja, jak na to, przebiegła nawet nie najgorzej, ale odloty uwagi miał duże i szło mu dużo mniej sprawnie niż w czasie poprzednich dwóch lekcji. Nauczyciel ćwiczył z nim głównie samodzielne przemieszczanie skrzypiec pomiędzy pozycja do ukłonu a pozycja do grania (w tym "daszki") i mam wrażenie, że faktycznie mu to pomogło - jakoś pewniej zaczął te skrzypce chwytać. Chociaż smyczek nadal mu zawadza.

No a ja znów nie grałam wcale i chyba to lepiej, bo moje skrzypce na ferie nie pojechały (sąsiedzi z pensjonatu mogliby może niekoniecznie być zachwyceni moimi niewątpliwymi postępami w wykonywaniu "Misiów" :-) W efekcie nie grałam 4 dni wcale, a poprzednie dwa bardzo mało. Jak tak dalej pójdzie to moja wspaniale się zapowiadająca kariera skrzypcowa nigdy się nie rozwinie :-)))

A po lekcji wyszło, że to po prostu niedospanie tak się odbiło, bo prawie natychmiast po wejściu do samochodu zasnął jak kamień, co mu się prawie nie zdarza.

Brak komentarzy: