Nie pamętam już dokładnie, jak trafiłam na pierwsze informacje o metodzie Suzuki, ale to była jedna z tych rzeczy, o których od razu sie wie, że to jest to. Wiedziałam, że musimy, po prostu musimy spróbować. Już rok temu trafiliśmy do szkoly w Tychach, ale rozmaite trudności natury technicznej sprawiły, że nie zaczęliśmy nauki.Na szczęście w tym roku sie udało, choć jeździmy już w związku z rozmaitymi aktywnościami po całym Śląsku... Młody Uczeń Emiś jest zresztą chyba w lepszym momencie na rozpoczęcie nauki (3 lata i 2 miesiące); rok temu nie wiem, czy byłabym go w stanie odpowiednio zaangażować, teraz bardziej sobie to wyobrażam, gdy mamy już jakiś kontakt werbalny.
Wczoraj był wielki dzień - pierwsza lekcja w szkole Suzuki. Emiś przed lekcją bardzo zapalony, nie mógł sie doczekać, kiedy przyjdzie "pam", rozmowny, wygadany, odważny - ale cóż, gdy Pam Nauczyciel w końcu sie pojawił, okazało się, że konfrontacja z tym faktem przerasta możliwości Emisia. W ciągu sekundy zmienił się w klejącego się marudzącego farfocla. Chęci współpracy z Nauczycielem nie wykazywał w jakiejkolwiek kwestii, nie chciał nawet klaskać, do czego zwykle odnosi sie entuzjastycznie, ani stanąć na "wyspie" mimo obietnicy naklejki. Potem co prawda nieco żałował... Zobaczymy, jak się rozwinie jego chęć współpracy, bo on ogólnie dość wolno sie rozkręca i często długo akceptuje nowości - ale z drugiej strony po pierwszym sukcesie najczęściej jego kooperatywność wzrasta lawinowo. Co ciekawe po skończonej lekcji znów wszystkiech zaczepiał, w tym tego przerażającego przed chwilą "pama".
Nauczyciel zaproponował, żebyśmy w domu przygotowali dla Emisia wyspę, do czego ten sie bardzo zapalił, od razu zdecydował nawet, że ma być "wewe" {zielona, to ulubiony kolor}. W drodze powrotnej w samochodzie przeżywal, że będzie grać, że będziemy robić wyspę i że tak bardzo mu się podobało. Czasem doprawdy nie potrafię nadążyć za jego reakcjami...
A sama lekcja - cóż, grałam na skrzypcach. Bardzo dziwne. Nawet chyba nie jakoś tragicznie, bo Nauczyciel zapytał, czy gram na jakimś instrumencie. Nie zmienia to faktu, że czuję się nieco zagubiona. Mam ćwiczyć jakieś rytmy na pustej strunie E. Hmm.
Pierwsza sesja ćwiczeniowa wieczorem. Emiś znów zapalony, bo wymyślił sobie, że teraz on będzie grał. Trochę się buntował, ale jakoś zaakceptował, że nie. Ale co ciekawe, pamięta układ rąk, a nawet pamięta układ rąk z filmiku na Youtube, który mu wcześniej pokazałam na zachętę (na którym chłopczyk ćwiczył trzymanie tekturowego pudełka imitującego skrzypce, przy czym nauczycielka wymagała, by kładł przy tym lewą dłoń na prawym ramieniu - i to właśnie Emiś zapamiętał). Ja oczywiście nie wiem, jak ma byc ułożona gąbka pod skrzypcami, jak właściwie mam te skrzypce trzymać, jak smyczek, jak te rytmy właściwie lecą, wszystko mi się zajączkuje, a instrument wydaje z siebie ohydny dźwięk, zamiast całkiem normalnego, jaki wydawał w czasie lekcji. Jestem sfrustrowana. O.
Phantom Phone Call by Tim O'Brien
15 lat temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz